Wybrane portrety

Portrety na zamówienie

Ważnym motywem twórczości Ryszarda Kalamarza są portrety. Artysta tworzy je na zamówienie. Powstają obrazy olejne na płótnie, pastele, czy czarno - białe rysunki. Różnorodność stosowanych technik, ale przede wszystkim wnikliwy sposób patrzenia przez artystę na portretowaną osobę, daje wyjątkowe, niepowtarzalne kreacje.

"Świat przybliżony"

Jak namalować tańczącą bolero
chyba, że z takiej pamięci
w której zostanie kwiecistą banderą
kaskadą rymów i chęci.

Tak malowniczą, że każdy spamięta
Lender tańczącą bolero
kiedy Toulouse-Lautrec się zapęta
ten zapamięta dopiero


Ten fragment piosenki Marka Grechuty do obrazu Toulouse-Lautreca „Marcelle Lender tańcząca bolero” przypomniałam sobie idąc na wystawę malarstwa Ryszarda Kalamarza do Teatru Wielkiego. Młody, trzydziestosiedmioletni artysta wystawiał swoje obrazy z cyklu baletowego. Ale tancerki, które zobaczyłam, nie miały wiele wspólnego z tancerkami Toulouse-Lautreca, ani tym bardziej Dega, choć wydawałoby się, że porównanie nasuwa się samo. Olejne obrazy nie przypominały również w niczym malarstwa, które obejrzałam w roku 1988 na wystawie „Arsenał 88” i „Na szkle malowane”, a które były przeglądem malarstwa młodego pokolenia artystów, rówieśników Kalamarza.

Malarstwo, które miałam przed sobą, łączyło przede wszystkim dwie cechy: elementy tradycji i dobrze pojętą współczesność. Poza tym posiadało coś co sprawiło, że wykreowany przez artystę świat pociągał i fascynował tajemnicą. Trzy obrazy utrzymywane w błękitno-granatowej tonacji skojarzyły mi się od razu bardzo konkretnie z malarzami, których dzieliły wieki, a łączył geniusz. Z Leonardem da Vinci i Pablem Picasso. A także z Velasquezem. Siedząca na podłodze tancerka, patrząc gdzieś w przestrzeń poza ramy obrazu, uśmiechnięta nie tyle ustami co jakimś niewyraźnym drganiem twarzy, a obok zwierzę przypominające trochę leonardowską łasicę, a trochę włoskiego charta.

Ale nie te oczywiste symbole-rekwizyty nasunęły mi to porównanie. Raczej jakaś metafizyka obrazu, chłód, tajemniczy uśmiech-nie-uśmiech i oczy patrzące do wewnątrz miały coś z absolutu „Giocondy”. Na drugim obrazie dwie tancerki z postaciami jak z „Guerniki” Picassa w tle, obok pies, dziewczynka, wyraźny żart Vealesqueza. Trzeci obraz – tancerka z czarnym łabędziem. Wszystko rozmyte, jakby zatrzymane w ruchu. Co widać jeszcze. Widać światło i muzykę, którą przecież wydawałoby się nie sposób namalować. A jednak. Jest muzyka. Albo chłodna jak Bacha, albo Smysłowa jak Strawińskiego. A jednocześnie obrazy nie są abstrakcyjne, mają może jedynie elementy abstrakcji, przy wręcz realistycznej formie. Piękne dziewczyny na obrazach niosą w sobie jakiś dramat, wprowadzają elementy witalności, wręcz zmysłowości, czy erotyzmu. Ale wbrew pozorom nie one są bohaterkami malarstwa Kalamarza. Raczej światło, muzyka, ruch. Na obrazach Kalamarza łączy się sensualizm, zmysłowość z chłodem ideału. Świat wykreowany przez artystę jest światem pięknym, nie z jakimś tragicznym pęknięciem, jest światem ruchu i przemijania, jest w gruncie rzeczy naszym współczesnym światem.

Pomyślałam sobie, że nasze lęki, fobie, neurozy, nasz strach i zagubienie, w końcu nasza samotność to tylko jedna strona obrazu. Z drugiej strony jesteśmy piękni, czyści namiętni, potrafimy kochać i to jest druga strona obrazu. Wydaje mi się, że świat, który wykreował artysta jest znacznie bardziej naszym światem, niż ten, który niedawno oglądałam w „Zachęcie”, gdzie wystawiono łódzką kolekcję malarstwa współczesnego. „Czemu nie ma tancerki co tańczyłaby nasz smutek, chociaż muzyka krąży szlifując dla niej posadzkę?” – pisał Rafał Wojaczek mniej więcej ćwierć wieku temu. „Czemu nie ma tańczącej nam w imię naszej rozpaczy?”. „Czemu nie ma w ciemności skutecznie tańczącej światło?”. „Czemu nie ma tańczącej nam nasze życie i śmierć?”.
Odniosłam wrażenie, że znalazłam je wszystkie na obrazach Ryszarda Kalamarza.

Anna Piwkowska

menuarrow-down